Udostępnij:
01-04-2022

Biznes apeluje do biznesu: nie dobijajcie mikroprzedsiębiorstw!

Polskie firmy solidarnie włączyły się w działania na rzecz Ukrainy, wielu prezesów osobiście zaangażowało się w pomoc dla uchodźców. Ale jednocześnie obawa przed tym, jakie skutki dla polskiej gospodarki może mieć wojna, sprawiła że sporo firm wstrzymało dużą część projektów realizowanych przy udziale podwykonawców – mikro i małych przedsiębiorstw. Te alarmują: jeśli zawieszone kontrakty nie zostaną szybko uruchomione, to mikrofirmy same znajdą się w potrzebie. Już dziś 62 proc. wszystkich zadłużonych podmiotów w KRD stanowią jednoosobowe działalności gospodarcze. Każdy wstrzymany kontrakt to dla nich nie tylko utrata dochodów, ale też utracona szansa na bezpieczne finansowanie.
Jak wynika z badania „Impulsy i bariery finansowe w rozwoju MŚP”, na zlecenie Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej i firmy faktoringowej NFG, największym impulsem w rozwoju firm jest finansowanie zewnętrzne, a największą barierą były jak dotąd opóźnione płatności (wskazywało tak 56,3 proc. właścicieli firm). Jak dotąd, bo oto pojawiło się na horyzoncie nowe, znacznie większe zagrożenie dla przedsiębiorstw. A mianowicie utracone kontrakty.

Decyzje podszyte strachem


Po 24 lutego 2022 roku w polskim biznesie zapanował chaos. Mieliśmy do czynienia z kryzysem, jakiego w tym stuleciu w Polsce jeszcze nie było. Nastąpiło nagłe załamanie nastrojów społecznych, nastrojów wśród pracowników, a także nastroje wśród kontrahentów, którzy zaczęli masowo zawieszać realizację zaplanowanych działań i inwestycji.
– To typowa reakcja kryzysowa, którą obserwowaliśmy także na początku pandemii COVID-19 w marcu 2020 roku. Wtedy jeszcze nikt nie wiedział, co tak naprawdę się dzieje, ile to potrwa i jakie będzie miało konsekwencje dla ich biznesu, ale wielu chciało „przeczekać”. Tym razem strach znów zadziałał na niekorzyść polskich firm. Wstrzymane kontrakty, opóźnione płatności to reakcja obronna dla jednych, ale gwóźdź do trumny dla innych – komentuje Dariusz Szkaradek, prezes Zarządu firmy faktoringowej NFG.
I dodaje, że takie reakcje kontrahentów odbiją się bez wątpienia na liczbie wystawionych faktur.
– W pandemii mieliśmy sytuację, że nawet 1/3 firm wystawiała miesięcznie mniej faktur niż przed pandemią z powodu utraty kontraktów lub zleceń. To zjawisko najbardziej widoczne było w firmach małych i tych działających w branży budowlanej. Dziś ofiarą wstrzymywania zleceń padają głównie freelancerzy, jednoosobowe działalności gospodarcze, agencje reklamowe, firmy z branży marketingowej i SEM/SEO. Ta grupa mikroprzedsiębiorców zawsze miała problemy z utrzymaniem płynności finansowej przez klientów zwlekających z zapłatą. Ratowali się faktoringiem, ale teraz nie mogą, bo nie wystawiają faktur, na konto których mogliby dostać pieniądze – zwraca uwagę Dariusz Szkaradek.
Ponadto, jak wynika z rozmów z samymi przedsiębiorcami, właściciele firm z dnia na dzień musieli zweryfikować swoje plany finansowe. Wstrzymali zakupy, unikają większych inwestycji, koncentrują się jedynie na niezbędnych wydatkach. Ich decyzje podszyte są strachem.
– Polscy przedsiębiorcy obawiają się, że jeśli dojdzie do eskalacji konfliktu zbrojnego w Europie, będą musieli zamknąć lub zawiesić działalność. Boją się też wzrostu cen na rynku, które mogą doprowadzić ich do bankructwa, dlatego próbują maksymalnie ograniczyć wszelkie dodatkowe koszty – tłumaczy prezes Zarządu firmy faktoringowej NFG, która na co dzień prowadzi setki rozmów z mikroprzedsiębiorcami.

Reklama dźwignią handlu, ale nie w kryzysie


Ale jest też drugie dno wstrzymanych projektów i inwestycji: dylematy moralne firm. Przedsiębiorcy stanęli przed trudną, nieporównywalną z niczym sytuacją. Pojawiło się więcej pytań niż odpowiedzi: czy wypada reklamować swoje produkty i usługi, gdy za naszą granicą giną ludzie? Jak promować swą firmę, gdy oczy wszystkich Polaków zwrócone są teraz na Wschód?
„W związku z wojną w Ukrainie, reklamodawcy zawieszają kampanie reklamowe na Facebooku i Instagramie. W dniach 24-26.02 dzienna liczba aktywnych reklam zaczęła maleć. 4 dni po ataku na Ukrainę, odnotowaliśmy spadek aż o 73% w liczbie aktywnych reklam w stosunku do najwyższego wyniku lutego” informował Sotrender na początku marca. Dwa tygodnie później zauważalne było lekkie odmrożenie kampanii reklamowych, liczba aktywnych reklam wzrosła, ale wciąż była o połowę mniejsza niż w lutym – komentowali analitycy Sotrendera.
Tymczasem według badania SW Research i agencji komunikacji LoveBrands Group, ponad połowa konsumentów (56 proc.) zwraca uwagę, że wszystkie marki i producenci powinni aktywnie angażować się w pomoc na rzecz uchodźców, ale jednocześnie 2/3 z nich (65 proc.) deklaruje, że nie widzi nic złego w tym, że marki reklamują swoje produkty tak samo, jak przed wybuchem wojny.
Zamrożenie kampanii, eventów, szkoleń wpłynęło negatywnie na innych uczestników rynku. Wywołało też panikę wśród mikrofirm, które na początku roku liczyły na realizację nowych bądź kontynuację rozpoczętych wcześniej kontraktów.

Freelancerzy bez zleceń


– W pierwszych dniach wojny odebrałam bardzo dużo wiadomości e-mail z prośbą o przesunięcie terminu realizacji projektu lub jego odwołanie. Rozumiem to. Sama ledwo funkcjonuję. Od rana do późnych godzin nocnych staram się pomagać w zbiórkach, zbieraniu datków, nagłaśnianiu różnych akcji humanitarnych, czy organizowaniu różnych niezbędnych sprzętów dla walczących w Ukrainie lub przybywających do Polski. Ale ważne, żebyśmy zrozumieli, że najpierw musimy zadbać o siebie. Aby dalej wspierać finansowo Ukraińców, bo ta pomoc będzie im jeszcze bardzo długo potrzeba, nie możemy sami grzebać naszych firm. Musimy funkcjonować jak dotychczas, żeby za chwilę nie okazało się, że sami potrzebujemy wsparcia, bo doprowadziliśmy swoje firmy na skraj bankructwa – uważa Dagmara Pakulska, marketerka prowadząca jednoosobową działalność gospodarczą.
Końcówka lutego w firmach istotnie przypominała swoisty wyścig. Uruchomiono zbiórki i akcje charytatywne. Wielu właścicieli z prezesowskich foteli przesiadło się do samochodów, by osobiście uczestniczyć w działaniach pomocowych, jak dostarczanie darów na granicę polsko-ukraińską, przewożenie uchodźców, organizowanie zakupów czy wspieranie wolontariuszy. Również pracownicy w tym czasie mocno zaangażowali się w dobroczynność.
Wykonywanie standardowych operacji funkcjonalnych w organizacjach straciło pierwszeństwo. Plany komercyjne i nowe inwestycje zawisły na kołku. Świat biznesu jakby się zatrzymał.
W potrzasku znalazły się też firmy produkcyjne, transportowe, budowlane i rolnicze, na które sytuacja za wschodnią granicą, a także embargo na Rosję, miały bezpośredni lub pośredni wpływ. Niedobór surowca do produkcji stali oraz wysokie ceny paliw i gazu sprawiły, że na większe zakupy zabrakło już gotówki. Niektórym brakuje środków nawet na wypłatę wynagrodzeń dla pracowników. Kto może, szuka zewnętrznych źródeł finansowania, ale sięganie po kredyt czy pożyczkę w momencie gdy RPP wciąż podwyższa stopy procentowe, staje się nieosiągalne. Ratunkiem może być faktoring, który jest szybszy i pewniejszy niż kredyt, a w którym zabezpieczenie stanowi faktura. Warunek – to posiadanie wierzytelności niewymagalnej. Niestety, nie każdy ma to szczęście.

Transport, budowlanka i rolnictwo szukają ratunku w faktoringu


– Od 24 lutego obserwujemy mniej wniosków o faktoring wśród freelancerów, którzy nie wystawiają nowych faktur, więc nie mają czego finansować. A jednocześnie obserwujemy wzrost finansowania wydatków na paliwo chociażby w branży transportowej, po tym, jak na stacjach paliw gwałtownie podskoczyły ceny benzyny – zauważa Dariusz Szkaradek, prezes Zarządu firmy faktoringowej NFG.
Widok firm wnioskujących o faktoring po to, by mieć środki na zakup paliwa, przestał być rzadkością.

– Jeden z naszych klientów wziął faktoring, bo wzrósł kurs euro. Utknął w Grecji i nie miał pieniędzy na zakup paliwa, a tym samym na powrót do kraju. W roku 2021 zakupił i naprawił sporo samochodów. Myślał, że obecny rok będzie jeszcze lepszy niż poprzedni, a od początku 2022 jest cały czas na minusie i nie może wyjść na prostą – tłumaczy Dariusz Szkaradek.

W przypadku rolników, oprócz wysokich cen paliw, kłopotem jest też wzrost kosztów produkcji, ponieważ Rosja jest kluczowym producentem nawozów. Ukraina zaś jest spichlerzem Europy, ale teraz nie sieje, tylko walczy. Za chwilę może się okazać, że i ten spichlerz będzie pusty. 
– Wczoraj rozmawialiśmy z klientem, który chce zawrzeć z nami umowę, ponieważ sytuacja jest bardzo niepewna. Bardzo szybko zmieniają się ceny paliwa. Ostatnio miał możliwość zakupu hurtowej ilości paliwa w korzystnej cenie, ale w związku z tym, że kontrahent spóźniał się z zapłatą, nie miał środków, żeby zapłacić, a sprzedawca wymagał płatności gotówką. On handluje sianem i zbożem, obawia się, że wojna wpłynie na jego interesy, ponieważ sprowadza towar z Ukrainy, a ukraińscy rolnicy nie sieją teraz zbóż. Jeśli wojna będzie się przeciągać, niedługo nie będzie miał towaru – relacjonuje Dariusz Szkaradek.
Wiele firm produkcyjnych już dziś ma przestój w działalności, spowodowany brakiem zamówień na swoje wyroby. Dzieje się tak z kilku względów:
– Po pierwsze kontrahenci boją się inwestować, bo nie ma stabilizacji w gospodarce; po drugie brak żelaza niezbędnego do produkcji stali wstrzymuje bieżącą produkcję; a po trzecie kontrahenci nie robią zakupów na zapas, bo nie handlują towarami pierwszej potrzeby – wymienia prezes NFG.
Nieco inne problemy zgłaszają przedsiębiorcy z sektora budowlanego, ale tam też przyczyną kłopotów finansowych pośrednio lub bezpośrednio jest wojna na Ukrainie.
– Dziś zawarliśmy umowę z klientką, która dotychczas zatrudniała pracowników z Ukrainy na budowach. Część z nich wyjechała, żeby walczyć za kraj, ale garstka została. Teraz ona nie tylko musi szukać nowych pracowników, ale utrzymać tych, którzy jeszcze pracują. Dlatego korzysta z faktoringu, żeby zabezpieczyć środki na wypłaty. Klientka zamierza ich wspierać, a nawet odwieźć do granicy, jeśli zdecydują się walczyć. Chce mieć zapas gotówki, bo nie wie, co będzie dalej – mówi Dariusz Szkaradek.


Mikrofirmy najbardziej zagrożone


Utracone kontrakty i brak możliwości swobodnego planowania to obecnie największe zagrożenie dla firm. Według danych Krajowego Rejestru Długów Biura Informacji Gospodarczej, zadłużenie przedsiębiorstw wynosi obecnie ponad 9 mld zł. W najtrudniejszej sytuacji są firmy handlowe – 2,2 mld zł, budowlane – 1,4 mld zł, transportowe – 1,1 mld zł i przemysłowe – 1 mld zł. Połowa całego zadłużenia firm należy do mikroprzedsiębiorstw. Również większość dłużników, bo 62 proc., stanowią jednoosobowe działalności gospodarcze.
Tymczasem to właśnie mikrofirmy są najbardziej narażone na zatory płatnicze. Często już jedna nieuregulowana w terminie faktura może zachwiać ich płynnością finansową. A w przypadku utraty kontraktów mamy do czynienia z jeszcze gorszą sytuacją, bo o ile wystawioną fakturę można przekazać do finansowania i otrzymać pieniądze nawet wtedy, gdy kontrahent się spóźnia, o tyle takiego wsparcia nie można już uzyskać, gdy faktury nie wystawiono w ogóle.
– Mniejsza liczba faktur to mniejsza szansa na pozyskanie bezpiecznego finansowania dla firmy. Zwłaszcza teraz, gdy kredyty są zbyt drogie, a gotówki tak szybko ubywa – podsumowuje Dariusz Szkaradek.